piątek, 3 kwietnia 2009

Opieka lekarska w Ire

Wczoraj w czasie lunchu pojechalismy do naszej ''dzipi'', zeby obejrzala nasze dziecko, bo przeciez ewidentnie chore...przelewa sie przez rece, z nieustajaca goraczka walczymy Paralinkiem (paracetamolem w czopku), brak apetytu, markotna, non stop chce na rece, zero energii - zupelnie nie jak Dusia ktora wszyscy znaja! Na szczescie nasza pani doktor jest ok, nie zdiagnozowala do konca co moze byc Matyldzie, bo za duzo opcji na raz sie nasuwalo, bo albo to po szczepieniach, ale nadzwyczaj za szybko, albo to zapalenie drog moczowych, albo wirus, nazywany 3-dniowa goraczka dzieci, ktore konczy wysypka.
Pani doktor postanowila nas wyslac na izbe przyjec do szpitala, bo raczej potrzebne badania moczu i krwi, zeby miec pewnosc, a antybiotyku nie chciala dawac.

Przyjechalam z pracy a Michal kiedy jeszczew drzwiach bylam mowi do mnie, ze jednak trzeba jechac do szpitala, no wiec spakowalismy Matylde, bo ona najwazniejsza, a wiedzielismy, ze to potrwa kilka godzin. Po tym jak w recepcji, Matylda musiala przebywac wsrod pijanych meneli, bo noga boli, a tu co innego, mialam wnerwa, ale na szczescie szybko nas pigula wziela do srodka, i wywiad szczegolowy przeprowadza, sprawdza poziom tlenu we krwi oraz cisnienie. Wszystko w normie, zapisuje dane. Kazala poczekac, cierpliwie czekamy, na szczescie Matylda zafascynowana nowym miejscem troche sie uspokaja. Za chwil pare ta sama pigula mowi, ze przyklei Dusi woreczek, zeby do niego dziecko sikalo. No i Duska pewnie by sikala, gdyby tamta prawidlowo go zalozyla o czym mielismy sie dowiedziec dopiero po 2 godzinach!

Wreszcie slyszymy Matilda Blin - jaka qrwa Matilda, przeciez wyraznie, jak byk napisane MATYLDA!!!
Oglada ja, sprawdza ten sam poziom tlenu we krwi, to samo cisnienie, po co???? Matylda na granicy wytrzymalosci, zaglada do uszu, gardla, sprawdza wezly chlonne, osluchuje, przeprowadza nie mniej szczegolowy wywiad z nami, po czym mowi, ze zaraz przyjdzie pediatra! No to ja myslalm, ze to wlasnie byl pediatra!!!
Udajemy sie do poczekalni dla dzieci, a tam duzo ludzi sie zrobilo i do tego ten sam wczesniej wspomniany pijak oglada tv podparty na ''balkoniku'' pomagajacym chodzenie. Patrze na niego krzywo, nawet nie zauwaza, ale pomalu celuje do wyjscia! Zamykam za nim drzwi, przeciez nie bedzie mi tu powietrza dziecka mojego zatruwal w poczekalni dla dzieci!!!

Wreszcie Matylda wywolana przez pania pediatre - idziemy!
No i kto zgadnie co dalej, szczegolowy wywiad, poziom tlenu we krwi, uszy, gardlo, sprawdza wysypke, ktora zaczela sie pojawiac na Dusi....chwila...WYSYPKA!
Przeciez nasza ''dzipi'' mowila, ze jak sie pojawi wysypka to dobry znak, bo przynajniej bedzie wiadomo co jest mlodej. Chcialoby sie rzec hurra....ale moze lepiej nie. Poczekajmy co powie, jak sie podczas przeprowadzania szczegolowego wywiadu, okazala mila pani pediatra, oczywiscie, woreczek do moczu trzeba nowy.............QRWA! A nie mowilam!

Podejrzewa, ze to wirus, ale musi wykluczyc, ze to cos z nerkami ale do tego potrzebna probka moczu, wiec czekamy az pigula jakas przyjdzie i zalozy nowy - 10 minut...20 minut...30 minut...a przeciez Matylda jeszcze musi nasikac, co robi podczas tej choroby nie tak czesto jak zwykle!

Wreszcie wchodzi to tego gabinetu jaka inna pigula, nie do nas, ale nie wytrzymuje i mowie, zeby mi dala ten woreczek ja sama memu dziecku go przykleje! Nie ma problemu, chyba nawet na reke im to. Po jakich kolejnych 10 minutach przychodzi wlasciwa pigula, ale zaskoczona jak powiedzialam, ze juz sama jej ten woreczek przykleilam, idziemy do znajomej poczekalni.

Dusia sikaj, Dusia sikaj, dajemy jej chlebka, z nadzieja ze choc troche podje, moze popije herbatka i siusiu bedzie, jakas dziewusia obook haftuje ze masakra, wydaje przy tym takie dzwieki, ze Matylda z zainteresowaniem sie przyglada :) Ale przynajmniej zagapiona wcina sporo kanapki, super bo ostatnio malo jadla!

Michal mowi, ze idziemy sprawdzic, moze juz nasikala, przeciez nie bedziemy czekac az pigula sobie o nas przypomni...

JEST - pol woreczka! Sama odkleilam woreczek, nie czekajac na nikogo, bo wiem juz z doswiadczenia ze nie ma sensu, zanioslam to do pokoju pielegniarek. Tam pigula sprawdzila i po 2 minutach powiedziala, ze wszystko ok z moczem, pediatra powiedziala ze mozemy do domu jechac! HURA!

Po 3,5 godzinach spedzonych w szpitalu, mozemy jechac.

M a s a k r a !!!

Teraz do samochodu, tata zaspokaja glod nikotynowy, placimy za parking, zmiana w trzymaniu corki, mama zaspokaja glod nikotynowy, jedziemy do bramki - nie ma bileciku parkinkowego, tata zaplacil, ale biletu nie wzial. Dusia marudzi, zmeczona, tata szuka biletu po parkingu, nie ma, trzeba dzwonic po ochrone!

Na szczescie, oni uwierzyli, ze zaplacilismy i wypuszczaja nas bez pytan...

W domu, wreszcie cos do jedzenia, bo od skromnego krupniku w poludnie, nie jedlismy nic.

Dzis Matylda nie ma goraczki, nadal lekko senna, ale pewnie zmeczona po tych wszystkich dniach i do tego przygodach z Irolska sluzba zdrowia! No i ma wysypke...a to tym razem ponoc dobrze! Jeszcze dla pewnosci bede dzwonic do naszej polskiej ''dzipi''

Weekend sie zaczyna, dzis padalo, ale moze sie wypogodzi i uda sie cos zrobic!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz